Strona powstała
dzięki wsparciu finansowemu:

Strona powstała
dzięki wsparciu finansowemu:

Droga Kielecka, czyli duchowość, dialog, pojednanie

Wykład Bogdana Białka, prezesa Stowarzyszenia im. Jana Karskiego w Kielcach, podczas konferencji zatytułowanej „Cztery narody, cztery spojrzenia. Perspektywy dialogu międzykulturowego”, inaugurującej działalność Muzeum Dialogu Kultur w Kielcach. Konferencja miała miejsce w dniach 13-15 września 2012 r.

Kielce to szczególny znak w polsko-żydowskiej historii. To tutaj w rok po zakończonym koszmarze II wojny światowej, 4 lipca 1946 roku, doszło do tzw. pogromu. Tym słowem określamy zbiorowe zabójstwo dokonane przez polskich sąsiadów na żydowskich współobywatelach naszego miasta, cudem ocalonych z Zagłady. Zabito wówczas 42 osoby, jedna z ofiar pozostaje bezimienna, znamy tylko jej numer z obozu koncentracyjnego. Wcześniej, w 1942 roku, Niemcy i ich pomocnicy zamordowali nieomal całą żydowską społeczność Kielc, 20 tysięcy ludzi.Kielce są szczególnym znakiem w polsko-żydowskiej współczesności. Są prawdopodobnie jedynym dużym miastem w Polsce, w którym od lat nie wystąpiły żadne zdarzenia antysemickie czy rasistowskie, nie ma antysemickich graffiti na murach, nie są dewastowane pamiątki żydowskie ani obiekty Żydów upamiętniające. To tutaj doszło do pełnego zmierzenia się mieszkańców miasta z bolesną przeszłością i do licznych aktów polsko-żydowskiego oraz polsko-żydowsko-niemieckiego pojednania. Chcę pokazać kielecką drogę do zaleczenia ran dzielących ludzi i narody poprzez duchowość, dialog i pojednanie.

Obrazek z dalekiej przeszłości
Po narodowym zrywie powstańczym w 1863 roku, krwawo stłumionym przez rosyjskich zaborców, doszło w nieodległych od Kielc Chęcinach do nadzwyczajnego zdarzenia, rzadko dziś wspominanego. Oto zgromadzona wcześniej na Świętym Krzyżu ludność katolicka nie tylko z okolicy Kielc, ale nawet z Warszawy, w poczuciu narodowej dumy, pobudzona przeżyciem religijnym, postanowiła przedłużyć czas świętowania i udać się w dalszą pielgrzymkę do odległego Jędrzejowa, miejsca pochówku błogosławionego Wincentego Kadłubka – średniowiecznego kronikarza, piewcy narodowej chwały.

Droga powrotna wiodła przez Chęciny. Agnieszka Sabor w swej książce Sztetł. Śladami żydowskich miasteczek pisze: „Tu doszło do niezwykłego zdarzenia – manifestacji powszechnej zgody narodowej, aktu wzajemnego wybaczenia sobie win przez chrześcijan i Żydów, zakończonego wspólnym nocnym ucztowaniem. Kiedy pielgrzymi wracali z Jędrzejowa do Kielc, wyszedł im naprzeciw chęciński kahał w odświętnych strojach.”

Jeden z uczestników tamtego zdarzenia, Grzybowski, wspominał: „Następnie rabin wszedłszy na wzniesienie miał dość długą mowę w języku polskim, na którą odpowiedział mu ksiądz prałat Ćwikliński i przyłączywszy się do kompanii naszej razem poszliśmy śpiewając pieśni patriotyczne na przemian z muzyką”. W tym momencie pamiętano jeszcze o młodym ortodoksyjnym Żydzie, który podczas pacyfikacji patriotycznego wystąpienia na warszawskiej ulicy podniósł krzyż z rąk umierającego chrześcijanina i dalej poprowadził manifestację. Żydzi chęcińscy zebrali pieniądze i wykupili z rosyjskiej niewoli powstańca Bolesława Anca.

Krótka historia kieleckich Żydów
Początek historii kieleckich Żydów to rok 1862. Wtedy rosyjski car wydał ukaz emancypacyjny, który przyznawał Żydom swobodę w wyborze zamieszkania i prowadzenia działalności gospodarczej. Wcześniej Żydzi nie mogli osiedlać się w Kielcach, ze względu na sprzeciw biskupów, a także mieszczan kieleckich. Zakaz ten jednak nie zawsze był przestrzegany i nieliczni Żydzi zamieszkiwali jednak w mieście (np. w 1918 roku było ich dziewięciu). Żydzi wykorzystali otwarcie miasta dla osadników żydowskich.

W 1872 roku Kielce zamieszkiwało 505 Żydów, pod koniec XIX wieku było ich około trzech tysięcy. Rozwój żydowskiej społeczności Kielc nabrał nowego rozmachu po 1905 roku, kiedy do miasta przeniosło się wielu mieszkańców zniszczonych pożarem Chęcin. Liczną grupę przybyszów stanowili chasydzi, których przywódcą był Chaim Horowic. W 1939 roku mieszkało w Kielcach blisko 19 tysięcy Żydów na ogólną liczbę 68 tysięcy mieszkańców.

Dumą kieleckich Żydów była synagoga posadowiona przy ulicy Nowowarszawskiej 17, na działce ufundowanej przez Mojżesza Pfeffera. Poza synagogą na terenie miasta znajdowało się wiele sztibli (chasydzkich) lub beith ha-midraszy, czyli prywatnych domów modlitwy, na ogół w podworcach kamienic należących do Żydów i przez nich zamieszkałych.

Stosunki polsko-żydowskie do 1939 roku układały się tak, jak w większości miast polskich, w których Żydzi stanowili liczącą część mieszkańców. Były przykłady znakomitego współistnienia gospodarczego czy społecznego, były także napięcia, przypadki niechęci czy wręcz wrogości, wzajemnych oskarżeń, nieporozumień. Zdarzały się bojkoty sklepów żydowskich, na ogół nieudane, napady na tle antysemickim, a w 1918 roku, wskutek nieporozumienia, doszło nawet do gwałtownych wystąpień przeciwko Żydom.

Zagłada Żydów kieleckich
W momencie wkroczenia Niemców do Kielc (5 września 1939 roku) w mieście przebywało ok. 20 tysięcy Żydów. Poza stałymi mieszkańcami byli to przybysze z różnych okolicznych miasteczek i wsi, którzy szukali w większym mieście schronienia. Od końca listopada 1939 roku Niemcy zaczęli zwozić do Kielc ludzi z różnych stron Polski, a w następnych latach także z zagranicy, głównie z Niemiec i Czechosłowacji. W marcu 1940 roku w mieście mieszkało już ponad 25 tysięcy Żydów. Rok później, 12 kwietnia 1941 roku, do Kielc dotarł transport ok. tysiąca Żydów z Wiednia.

Niemiecki starosta miejski 31 marca 1941 roku wydał rozporządzenie o utworzeniu getta – specjalnej dzielnicy przeznaczonej wyłącznie dla Żydów. Na ten cel przeznaczono 0,46 km2, co stanowiło około 1,1 proc. powierzchni ówczesnego obszaru miasta. Getto było oddzielone zasiekami z drutu kolczastego, gdzieniegdzie stał drewniany płot. Oficjalna racja żywnościowa na jedną osobę wynosiła 130 gramów na dwa dni. W ciągu roku z głodu, chorób i wycieńczenia zmarło około czterech tysięcy ludzi.

W dniach 20-24 sierpnia 1942 roku Niemcy zamordowali 21 tysięcy ludzi w obozie zagłady w Treblince. Ponad 1500 osób zabili na ulicach Kielc. Mordowali przede wszystkim starców, chorych, dzieci. Nad Silnicą rozstrzelali dzieci z sierocińca. Część z nich zabijali, wyrzucając przez okna. Na placu obok synagogi rozstrzelali co najmniej 30 kobiet w ciąży, którym wcześniej nakazali rozebrać się do naga i klęknąć.

Wśród 28 tysięcy ludzi, których w różnym czasie osadzono w kieleckim getcie, wojnę przeżyło 400 osób, czyli 1,5 proc. Wśród nich było zaledwie stu kielczan. Wielu ocalonych zachowało złe wspomnienia o Kielcach i o chrześcijańskich kielczanach. Lista Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, tworzona przez jerozolimski Instytut Yad Vashem, obejmuje kilkudziesięciu mieszkańców naszego miasta i najbliższych okolic. W getcie działała grupa oporu współpracująca z Armią Krajową. Od żołnierzy AK żydowscy bojowcy otrzymywali broń, szykowali powstanie. Wskutek zdrady wszyscy zostali aresztowani i zamordowani.

Pogrom
W rok po Zagładzie doszło w Kielcach do wielkiej tragedii. Inskrypcja na zbiorowej mogile na cmentarzu żydowskim na Pakoszu głosi: 4 lipca 1946 roku wzburzony tłum, podżegany insynuacjami dotyczącymi rzekomego mordu rytualnego, wraz z żołnierzami i milicjantami, napadł na żydowskich współmieszkańców – osoby, które przeżyły Holokaust i obozy zagłady i powróciły do Kielc. Ani komunistyczne władze miasta, ani współobywatele nie zareagowali. W brutalny sposób zamordowano ponad 42 Żydów, co najmniej 80 zostało rannych. Po tym pogromie rozpoczął się exodus polskich Żydów, wielu z nich udało się do Ziemi Izraela.

Te kilka zdań nie oddaje w pełni rozmiaru tragedii, bo nie można tego wyrazić żadnymi słowami. Wśród zabitych jedna ofiara do dziś pozostaje bezimienna – znamy tylko jej numer z obozu oświęcimskiego. Jest ciężarna kobieta, są dzieci. Udział w zbrodni brali przypadkowi przechodnie, mężczyźni i kobiety, zorganizowana grupa robotników huty „Ludwików”, milicjanci, żołnierze, funkcjonariusze UB. W pociągach przejeżdżających w pobliżu Kielc i przez Kielce grupy cywilów i kolejarzy wyszukiwali Żydów, rabowali ich, niektórych zabili. Już po pogromie, przed szpitalem św. Aleksandra, w którym zgromadzono rannych, zebrał się złowrogi tłum.

Dwa dni później większość rannych została przewieziona do Łodzi. 8 lipca odbył się pogrzeb ofiar z udziałem wielu osób. Następnego dnia rozpoczął się pośpieszny proces 12 oskarżonych o udział w mordowaniu. Po trzech dniach dziewięciu z nich otrzymało karę śmierci, wyroki wykonano. Od września do grudnia 1946 roku odbywały się procesy milicjantów i żołnierzy, którzy otrzymali niskie wyroki lub zostali uniewinnieni. Do tych ostatnich należeli szefowie kieleckiego MO i UB, oskarżeni o „brak przeciwdziałania”.

Po pogromie
Pogrom wywołał wśród polskich, ale nie tylko, Żydów panikę emigracyjną. Większość z nich wyjechała z kraju, z Europy. Na całe lata pogrom kielecki stał się synonimem antysemityzmu Polaków, chrześcijan, katolików.

Reakcja polskich środowisk intelektualnych była zdecydowana. W jednej z odezw, podpisanej m.in przez Władysława Bartoszewskiego, Irenę Sendlerową oraz inne osoby związane z działającą w czasie okupacji Radą Pomocy Żydom „Żegota”, a także profesorów Czesława Bobrowskiego, Adama Czortkowskiego, Walerego Goetela, Olgierda Górkę i innych czytamy: Pogrom ten NIESPOTYKANY W NASZYCH DZIEJACH, to hańba straszliwa dla każdego z nas, każdego Polaka i chrześcijanina, dla całej Polski! W czasach kiedy nawet najwięksi zbrodniarze niemieccy usiłują tłumaczyć mordowanie Żydów posłuszeństwem dla rozkazów Hitlera i Himmlera, u nas nadal występują rodzimi wykonawcy ich woli.

Nikczemne, bzdurne i oszczercze kłamstwa o porywaniu dzieci chrześcijańskich szerzą teraz wrogowie Polski w naszych miastach i miasteczkach, by pod tym pozorem mordować i rabować. Ku hańbie naszej znajdują się Polacy, którzy powtarzają ohydne zbrodnie carskiej „czarnej sotni” i hitlerowskich zbirów z Gestapo i SS-manów, a za nimi idzie najciemniejszy motłoch, najnikczemniejsze męty.

Ta odezwa była jednak jednym z nielicznych głosów polskiej inteligencji. Poza tym były one zbyt słabe, by przebić się do powszechnej świadomości.

Reakcja Kościoła była powściągliwa. Prymas Polski kard. August Hlond w specjalnym oświadczeniu stwierdził, że pogromu „nie można przypisać rasizmowi”, i że za aktualnie zły stosunek Polaków do Żydów „w wielkiej mierze ponoszą odpowiedzialność Żydzi, stojący w Polsce na przodujących stanowiskach w życiu państwowym, a dążący do narzucenia form ustrojowych, których ogromna większość narodu nie chce”.

W podobnym tonie wypowiadał się biskup kielecki Czesław Kaczmarek. Jedynie biskup częstochowski Teodor Kubina, upomniany później przez pozostałych biskupów, w trzy dni po pogromie napisał zdecydowane słowa: „Absolutnie nic nie usprawiedliwia zasługującej na gniew Boga i ludzi zbrodni kieleckiej, której tła i przyczyny należy poszukać w zbrodniczym fanatyzmie i nieusprawiedliwionej ciemnocie. (…) Wszystkie twierdzenia o istnieniu mordów rytualnych są kłamstwem”.

Władze komunistyczne usiłowały wykorzystać pogrom do propagandowego rozprawienia się ze swoimi oponentami, oskarżając podziemie antykomunistyczne, głównie organizacje Wolność i Niepodległość oraz Narodowe Siły Zbrojne. Urządzano wiece poparcia dla władz pod pretekstem potępienia antysemityzmu. Wywoływało to strajki, jak np. w Łodzi, lub protesty i niepokoje, jak w Starachowicach. Szybko wszelkie dyskusje na temat pogromu wyciszono, objęto zapisem cenzorskim, uniemożliwiono badania, publikacje, nauczanie. Zapadła długa, trwająca dziesięciolecia, głęboka cisza.

W rezultacie ani ofiary pogromu nie zostały dość opłakane, ani sprawcy zbrodni wystarczająco potępieni. Ostatecznie nie zrozumiano mechanizmu i źródeł wybuchu nienawiści, nie pojęto, co się tak naprawdę stało.

Zaś w samych Kielcach do lat 90. XX wieku utrzymywała się w wielu kręgach społecznych legenda o rzekomej klątwie rzuconej na Kielce przez naczelnego rabina Wojska Polskiego dr. Kahane. Jej skutkiem miał być słaby rozwój miasta oraz doświadczanie powszechnej niemożności: „U nas nic się nie może udać”. Dr Kahane w rzeczywistości podczas przemówienia na cmentarzu nie wypowiadał się o Kielcach nienawistnie, klątwy nie rzucał.

Światowemu żydostwu liczni kielczanie przypisywali wolę zemsty na Kielcach. Wielokrotnie słyszałem relacje od osób z Kielc pochodzących, a przebywających czasowo lub stale za granicą, że po ujawnieniu swojego miejsca pochodzenia doświadczali od Żydów, zwłaszcza starszych, wiele przykrości.

Przełamywanie ciszy
Pierwszy po latach milczenia tekst na temat pogromu pojawił się w Polsce w 1981 roku na łamach Tygodnika „Solidarność”, pisma opozycyjnego wobec rządu. Tego też roku ks. Mieczysław Jaworski, biskup pomocniczy diecezji kieleckiej, celebrował w kieleckiej katedrze mszę w intencji ofiar pogromu w 45. rocznicę zbrodni. Inicjatorem mszy był ówczesny wiceprzewodniczący Solidarności Jerzy Stępień. W następnych latach próby upamiętnienia rocznicy pogromu przed budynkiem przy ulicy Planty, miejscem zbrodni, skutecznie uniemożliwiała Służba Bezpieczeństwa.

Jako świadek tych zdarzeń mogę stwierdzić, że dla wielu były to raczej okazje do manifestacji antyrządowych i antykomunistycznych. Powszechnie przyjętą koncepcją, wyjaśniającą dramatyczne wypadki, była prowokacja komunistyczna, dla niektórych w domyśle „żydowska”, bo przecież to „Żydzi byli w UB”. Nawet gdyby przyjąć teorię prowokacji za prawdziwą – chociaż wszechstronne śledztwa prokuratury powszechnej i pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej jej nie potwierdziły – pozostaje do wyjaśnienia fakt, dlaczego tak liczni mieszkańcy Kielc dali się sprowokować i czy „bycie sprowokowanym” zdejmuje odpowiedzialność za czynny udział w zbrodni?

Gdy w 1986 roku do Kielc przyjechał Zygmunt Nissenbaum, znany żydowski filantrop, został na cmentarzu żydowskim otoczony przez uzbrojonych funkcjonariuszy SB i aresztowany. Przed wypuszczeniem pouczono go, aby „nie podejmował spraw kieleckich”. W tamtym czasie cmentarz był zdewastowany, wykradano z niego ostatnie macewy, głównie na budowę domów.

Po interwencji w Warszawie Nissenbauma zwolniono, pozwolono też na przeprowadzenie prac remontowych, ogrodzenie cmentarza. Po latach Nissenbaum wspominał: Kiedy w sierpniu 1987 roku oddaliśmy cmentarz żydowski w Kielcach, pozwolono nam tylko na ustawienie tam płyty nagrobnej upamiętniającej pomordowanych”. Obecny na tamtej uroczystości nowojorski rabin Blumenfeld wezwał nad grobem ofiar do pojednania i budowy nowych mostów miedzy Polakami i Żydami.

W tym roku i w latach następnych zaczęły pojawiać się pierwsze publikacje dotyczące pogromu, m.in. w warszawskim piśmie kulturalnym „Literatura”, w białostockim miesięczniku reporterskim „Kontrasty”, w kieleckich „Przemianach”. Wkrótce pojawiły się książki: naukowa Stanisława Meduckiego i Zenona Wrony, reporterskie Jerzego Daniela i Tadeusza Wiącka czy obszerna praca badawcza Bożeny Szaynok. Powstały filmy Andrzeja Miłosza i Marcela Łozińskiego.

Wiedza o pogromie kieleckim stawała się coraz bardziej powszechna. Po upadku komunizmu problematyka pogromu, zwłaszcza przy okazji kolejnych rocznic, często gościła na łamach kieleckiej prasy. Kierowana przeze mnie lokalna mutacja „Gazety Wyborczej” poruszała także nasilającą się falę aktów antysemityzmu, szczególnie haseł antysemickich malowanych na murach budynków publicznych, osiedlowych bloków. Trzykrotnie redakcja była atakowana przez niezidentyfikowanych osobników chałupniczymi „bombami”. Niestety, przy braku jakiejkolwiek reakcji społecznej, chociażby środowiska zawodowego.

Łatwiejszy dostęp do wiedzy nie wpływał na zmianę stosunku i ocenę historycznego faktu przemocy. Ba, gdy 3 czerwca 1991 roku papież Jan Paweł II podczas swojej jedynej wizyty w Kielcach w homilii wygłoszonej podczas mszy na lotnisku masłowskim wypowiedział zaledwie dwa zdania „W lipcu 1946 roku w Kielcach zginęło ze zbrodniczych rąk wielu braci Żydów. Polecamy ich dusze Bogu”, wywołał niekończące się negatywne komentarze wśród mieszkańców Kielc. Redaktor naczelny największej wówczas gazety lokalnej napisał następnego dnia:

„Uczestników mszy w Masłowie, kielczan, nie podejrzewam o akceptację kieleckiego pogromu. Ale to odium nie może bez przerwy wisieć nad obecnymi mieszkańcami miasta. Napisy »Żydzi do gazu« nie pojawiają się tylko w Kielcach. (…) nie rozumiem natomiast, dlaczego (…) szczególnie tu trzeba wyróżniać Kielce i przypominać o tym całemu światu”. Tytuł tego komentarza: „Gorycz w Masłowie”. Głos wówczas charakterystyczny dla wielu kielczan, bez względu na środowisko polityczne czy wyznaniowe.

Oswajanie pamięci
Katarzyna Gromadzka, Joanna Sacharczuk i Emilia Żyłkiewicz, pracownice naukowe  Zakładu Edukacji Międzykulturowej Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku, wyraźnie pokazały, że duża wiedza o kulturze materialnej lokalnych społeczności żydowskich, o symbolach żydowskiej duchowości, judaizmu nie jest pozytywnie skorelowana z otwartością na innych, szczególnie na Żydów. A nawet wprost przeciwnie – badani przez nie uczniowie szkół tykocińskich, mający dużą wiedzę i rozumienie wymienionych spraw, charakteryzowali się jednocześnie wysokim poziomem antysemityzmu. Badania te pokazują, że sama wiedza nie znosi dystansu, nie zmienia optyki ani postaw.

Potwierdzałyby to wyniki sondy przeprowadzonej przez dziennikarzy kieleckiego oddziału „Gazety Wyborczej”, przeprowadzonej w kieleckich szkołach średnich na początku lat 90. XX wieku. Prawie wszyscy uczniowie wiedzieli już o pogromie i prawie wszyscy znajdowali racjonalne uzasadnienie, dlaczego do niego doszło. Główną przyczyną miała być – według nich – „nadmierna władza Żydów”. Jednocześnie nie przyjmowali pytań o moralną ocenę wydarzenia.

Stało się dla mnie jasne, że elementarne działania, jakie należy podjąć, aby zmienić ten stan rzeczy, muszą być skierowane „do serca”, a nie wyłącznie „do rozumu”. W 1996 roku, w przededniu 50. rocznicy pogromu, grupa kilkunastu kielczan wystosowała „Apel do Żydów w Polsce i na świecie”.

Była to pierwsza kielecka odezwa ekspiacyjna za zbrodnię pogromu. Opublikowana na krajowych łamach „Gazety Wyborczej” nie spotkała się z odzewem. Nikt jej nie zauważył. A napisaliśmy w niej: „My, kielczanie, chrześcijanie (…) wyrażamy swój ból i wstyd za minione wydarzenia. Bez względu na to, jaki był rzeczywisty mechanizm zbrodni i współudział w nim polskich i sowieckich instytucji rządowych, nie jesteśmy w stanie pojąć, dlaczego nasi starsi bracia, ojcowie, sąsiedzi, tak ciężko doświadczeni okupacją hitlerowską i później bolszewicką, splamili swoje ręce i sumienia krwią współbraci w nieszczęściu, Żydów. (…) Stwierdzamy, że w naszym społeczeństwie były i, niestety, nadal pokutują przesądy etniczne i religijne, niechęć wobec »nie-swoich«, a nawet wrogość, która w 1946 roku przybrała postać zbrodni”.

Obchody 50. rocznicy pogromu zgromadziły w Kielcach tłumy mieszkańców miasta i przyjezdnych gości, przedstawicieli władz państwowych i samorządowych. Przebiegły sprawnie, nie odnotowano żadnych incydentów. Przeszły, nie pozostawiły żadnego śladu. Potrzebowałem kilku lat, by zrozumieć, że żadna akcyjność, koturnowość, rytualność nie zmieni społecznej świadomości. Że potrzebna jest głęboka praca nad uwrażliwianiem na cierpienie innych i głębokie współodczuwanie ludzkiego cierpienia.

Że rzecz nie w tym, by „odstukać” kolejne rocznice lub by dostarczyć większą ilość bardziej precyzyjnej wiedzy o faktach. Że pogrom kielecki czy Zagłada to nie są fakty historyczne, ale duchowe. Że trzeba zwrócić uwagę na bezmiar cierpienia niewinnych ludzi, że trzeba zobaczyć ogrom zła, jaki tkwi w każdym z nas, że tak łatwo jest ulec pokusie zadawania cierpienia innym w imię jakichkolwiek powodów uznanych za słuszne. Że każde zło rośnie z ziarenka zła, że może urosnąć i w każdym momencie wydać swoje okrutne owoce. Że zło dewastuje wszystkich – unicestwia ofiary, trwale kaleczy sprawców. Wiedziałem, że taka praca wymaga ogromnego wysiłku, ale przede wszystkim uważności, cierpliwości i bezinteresowności.

 Marsze, pomniki, spotkania, rozmowy…
Czwartego lipca 2000 roku, wspólnie z pastorem Januszem Daszutą z niewielkiej kieleckiej wspólnoty metodystycznej, poprowadziłem w rocznicę pogromu pierwszy Marsz Pamięci i Modlitwy. Dr Stanisław Krajewski, żydowski współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, tak wspominał swój udział w pierwszym marszu: „Było nas 30 osób, w tym kilkoro przybyszów z zagranicy, kilku dziennikarzy radiowych i fotoreporterów. Przedtem radio podawało komunikat o marszu.

Nie organizowała go żadna poważna instytucja, która mogłaby zorganizować swoich członków. Przyszli więc ci, którzy naprawdę chcieli. Było przyjemnie znajdować się wśród ludzi, którzy podobnie odczuwali wezwanie płynące z tamtej tragedii. Czy jednak reprezentowali szersze kręgi? W czasie krótkiej ceremonii w miejscu pogromu przechodzili obok nas ludzie, przeciskały się matki z wózkami, manewrowały samochody. Przechodnie ocierali się o nas. Na pewno wszyscy wiedzieli, o co chodzi, ale nikt się nie przyłączył. Byliśmy chwilowym, drobniutkim zakłóceniem codzienności”.

W 2012 roku w marszu uczestniczyło prawie trzysta osób, w tym po raz pierwszy delegacja ziomkostwa Żydów kieleckich w Nowym Jorku, a także wielu młodych ludzi, uczniów kieleckich szkół.

W dzisiejszych Kielcach nie ma żadnych antysemickich napisów na murach, od lat nie zdarzyły się żadne rasistowskie incydenty. Dzisiejsze Kielce, jak to powiedział już w 2004 roku Marek Edelman to „zupełnie inne miasto”. Jak to się stało?

Kielce przeszły długą drogę do przyjęcia dwóch prawd:

– po pierwsze, że obecni mieszkańcy Kielc nie są odpowiedzialni za zbrodnię sprzed lat,

– po drugie, że współcześni kielczanie są odpowiedzialni za pamięć o tej tragedii.

„Wyrażenie »odpowiedzialność zbiorowa« jest niedobre. Wolałbym, żebyśmy to ujmowali inaczej, na przykład pytaniem: czy to jest moja sprawa? Jestem Polakiem urodzonym już po tym wszystkim i nie mam z tym nic wspólnego, ja nie mieszkałem w tej okolicy, to nie są moi krewni. Czy to jest sprawa, która mnie jakoś dotyczy? Czy w związku z tym odczuwam potrzebę wypowiedzenia czegoś, czy moja dusza cierpi za sprawą tego, co tam się wydarzyło?” – pisał Jan Tomasz Gross, autor Strachu, książki m.in. o pogromie kieleckim. Te pytania stawialiśmy sobie bezustannie. Wiedziałem, że pogromu nie da się pojąć we właściwy sposób, jeśli nie ugodzi on w centrum duszy.

Dla mnie pogrom kielecki stał się doświadczeniem duchowym, wręcz religijnym, sposobem, drogą doświadczeń ku budowaniu w Kielcach miłości i pokoju, miłości rozumianej jako otwartość na innego, pokoju rozumianego jako przestrzeń wolności dla każdego.

Dlatego tak ważnym momentem było uznanie przez czołowych przedstawicieli kieleckiej społeczności, że zbrodnia kielecka miała charakter bratobójczy, a więc że należy używać języka niedyskryminującego, języka podkreślającego równoważność ofiar i sprawców jako należących do tej samej wspólnoty. Prezydent miasta zawsze w swoich wystąpieniach podkreśla, że „w zbrodni kieleckiej kielczanie byli sprawcami i kielczanie byli ofiarami”.

Kielczanie do dziś szukają odpowiedzi na pytanie: jak zło, truciznę z przeszłości, zamienić na lekarstwo? Najważniejszym zadaniem było wejście w przestrzeń publiczną miasta na stałe, a także cykliczność zdarzeń. Wiedziałem, że imprezy incydentalne są niezauważalne, niedostrzegalne, nie zostawiają śladu. Są jak jednorazowa kąpiel, po której wszystko wraca do stanu poprzedniego. Kielce potrzebowały stałego strumienia wody oczyszczającej.

Naszym inicjatywom patronował Jan Karski (1914-2000), emisariusz rządu polskiego na uchodźctwie, ale także emisariusz narodu żydowskiego. Człowiek, który świadczył o Zagładzie i próbował ją powstrzymać. Polski bohater narodowy, katolik nienawidzący antysemityzmu, Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Pisał o sobie: „Bóg mi zlecił, abym mówił i pisał o Zagładzie w czasie wojny, kiedy – tak mi się zdawało – mogło to odnieść skutek. Nie odniosło. Wymordowanie sześciu milionów Żydów było sekretem. Wówczas stałem się Żydem. Podobnie jak rodzina mojej żony, która wyginęła w gettach, obozach koncentracyjnych i piecach krematoryjnych, tak wszyscy wymordowani Żydzi stali się moją rodziną. Jestem chrześcijańskim Żydem.

Katolikiem praktykującym. I choć nie jestem heretykiem, wierzę, że ludzkość popełniła Drugi Grzech Pierworodny. Z nakazu czy zaniedbania, z samonarzuconej niewiedzy lub nieczułości, z egoizmu czy hipokryzji, czy też z zimnego wyrachowania. Grzech ten będzie prześladował ludzkość do końca świata. Prześladuje mnie. I chcę, aby tak pozostało”.

W 2004 roku kieleckie gimnazjum integracyjne przyjęło z naszej inicjatywy imię Jana Karskiego. Z tej okazji odwiedził Kielce przyjaciel Emisariusza, Marek Edelman. Zwracając się do zgromadzonej w Kieleckim Centrum Kultury młodzieży powiedział: „Byłem w Kielcach dzień po pogromie. To miasto miało ciemne chwile, gdy gardzono ludzkim życiem. Widziałem martwych ludzi. Krew na chodnikach. Od tego czasu nie przyjeżdżałem tutaj. Minęło 60 lat i znów tu jestem. (…) Kielce to już inne, lepsze miasto. (…) za waszego życia Polska będzie taka, jaką Karski sobie wymyślił”.

W następnym roku powstało Stowarzyszenie im. Jana Karskiego. Miało za zadanie nadać dotychczasowym poczynaniom formę bardziej zorganizowaną i systematyczną. Pierwszym aktem nowego Stowarzyszenia było ufundowanie miastu pomnika Karskiego, słynnej ławeczki ustawionej wcześniej na terenie Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie, w którym przez długie lata Profesor pracował. Ławeczka stanęła w centrum miasta, vis a vis domu przy ulicy Planty. Opatrzona stosowna inskrypcją, szybko została przyjęta przez kielczan, oswojona. Stała się stałym elementem kieleckiego krajobrazu, ludzie umawiają się przy niej, siadają na niej, robią zdjęcia. Rodzice tłumaczą dzieciom określenia „zagłada”, „sprawiedliwy wśród narodów świata”…

W 2006 roku zorganizowaliśmy w Kielcach centralne uroczystości Dnia Judaizmu w Kościele Katolickim. Dzień przekształcił się w tydzień. Wiele spotkań, odczytów, dyskusji, wystaw, spektakli. Wiele spotkań członków Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów w szkołach kieleckich, wiele wykładów wygłoszonych przez Żydów i chrześcijan. Prof. Władysław Bartoszewski, gość specjalny tych uroczystości, podczas odsłaniania tablicy z modlitwą ekspiacyjną Jana Pawła II, wmurowaną w bruk przy domu na ulicy Planty, powiedział: „Przypomnienie słów Jana Pawła II i utrwalenie ich w tej tablicy to dobra droga. To znak, że ziarno myśli Papieża – tu w Kielcach – padło na dobra glebę. Teraz mieszkańcy Kielc mogą chodzić z podniesionym czołem, bo miasto pokazuje wszystkim w Polsce, jak sobie poradzić z trudnymi problemami historii. (…) Kielce pierwsze w Polsce, od kiedy tylko wolno było mówić prawdę, znalazły formułę wyjścia z kłamstwa i krętactwa”.

W lipcu tego samego roku odbyły się uroczystości związane z 60. już rocznicą pogromy, także zorganizowane przez nas. W ich trakcie przewodniczący ziomkostwa kieleckiego w Izraelu Yaacov Kotlicki, kielecki Sprawiedliwy ks. Witold Stolarczyk, naczelny rabin Polski Michael Schudrich, biskup Marian Florczyk, przewodniczący Związku Gmin Żydowskich Piotr Kadlcik oraz prezydent Kielc Wojciech Lubawski zasadzili wspólnie dęby pojednania i pokoju.

W 2007 roku, w 65. rocznicę Zagłady kieleckiego getta, w centrum miasta stanęła Menora, pomnik ufundowany m.in.przez rodzinę Białków, a zaprojektowany przez pochodzącego z Kielc ocaleńca z pogromu, ceramika Marka Cecułę. Pomnik, stojący na terenie dawnego getta, nieopodal największego węzła komunikacyjnego, także stał się istotnym elementem kieleckiego pejzażu, tego geograficznego i tego zatrzymanego w pamięci zbiorowej.

W 2008 roku właśnie w Kielcach odbyła się premiera książki Jana Tomasza Grossa „Strach” – budzące silne emocje studium wybuchu zbiorowej nienawiści tuż po zakończeniu wojny. Gross tak wspominał to spotkanie w wywiadach: „Kielce były przejmujące również dlatego, że organizatorzy i my, którzy siedzieliśmy za stołem, spodziewaliśmy się najgorszego: pouczono nas wcześniej, jak się zachować, gdyby podrzucono bombę. Bogusiowi Białkowi, który od lat zajmuje się sprawami polsko-żydowskimi w Kielcach, przydarzały się już takie historie. Spotkanie było jednak fantastyczne. Ludzie – bardzo przejęci – mówili o książce, dając wyraz temu, że dotyczy spraw w dużej mierze już przetrawionych. Owszem, pojawiały się głosy szalone, ale czuło się, że nie mają poparcia sali. Reszta była normalną, otwartą rozmową”. To spotkanie, jakkolwiek chyba najważniejsze, było jednym z wielu na temat pogromu, jakie zorganizowaliśmy zapraszając kielczan do otwartej rozmowy.Rok następny to szabaton. W zaimprowizowanej w największej sali Archiwum Państwowego synagodze zgromadziły się tłumy kielczan oraz żydowskich gości z kraju i z zagranicy. Po raz pierwszy od 1939 roku rozbrzmiały w Kielcach żydowskie modły szabatowe. Zdarzeniu towarzyszyły dyskusje, nauki, wystawy, koncerty. Okazało się ono wielkim świętem przyjaźni.

Podczas jednego ze spotkań podjęliśmy decyzje o budowie nowego pomnika nagrobnego ofiar pogromu. Stary był już zniszczony i co gorsza – bezimienny. Sześć miesięcy później, w 2010 roku, gotowy był nowy pomnik nagrobny, z opisem zdarzenia z 1946 roku oraz pełną listą śmiertelnych ofiar. Na grobie stanął półtonowy kamień przywieziony z Jerozolimy. Przy okazji uporządkowaliśmy cmentarz, odnowiliśmy grób rozstrzelanych w 1943 roku przez Niemców dzieci.

Rok 2011 to rok inauguracji Spotkań Chrześcijańsko-Żydowskich i przyjazd z Izraela Miriam Guterman, która przed wyjazdem z Kielc nazywała się Maria Machtynger. Maria-Miriam straciła w Zagładzie całą rodzinę. Sama ocalona przez polskich przyjaciół była świadkiem zabójstwa jej brata, dokonanego przez polskiego chłopa. Tuż po wojnie powróciła do Kielc. Urodzona i wychowana w domu przy ulicy Planty 7/9, nie zamieszkała w nim, lecz pracowała w mającym tam siedzibę Wojewódzkim Komitecie Żydowskim. Tego fatalnego lipcowego dnia, uratowana przez polskiego dozorcę domu, patrzyła na wielogodzinny mord dokonywany przez polskich współmieszkańców miasta na jej żydowskich znajomych, kolegach, przyjaciołach.

Po tych wszystkich doświadczeniach, mimo 91 lat i wielkich kłopotów zdrowotnych, przyjechała do Kielc, stanęła przed domem na ulicy Planty wobec tłumu kielczan moknących w strugach deszczu, i powiedziała: „Kocham Kielce, kocham Polskę. Czuję się polską Żydówką. Przyjechałam się pożegnać. Nie mam do was żalu, żal mam do tych, którzy krzywdzili moją rodzinę, moich bliskich. Polacy mnie ratowali, mam ich w sercu do ostatnich moich dni”. Łez kielczan wsłuchujących się w słowa Marii nigdy nie zapomnę.

Spotkania Chrześcijańsko-Żydowskie to tygodnie dyskusji, spektakli, spotkań. W 2012 roku jednym z najważniejszych momentów była prapremiera utworu symfonicznego Jerzego Maksymiuka, wybitnego polskiego kompozytora i dyrygenta, napisanego specjalnie dla nas, dedykowanego ofiarom pogromu i wszystkim kieleckim Żydom. W tym roku także zainaugurowaliśmy wspólny program z izraelskim stowarzyszeniem Adam-le-Adam (Człowiek człowiekowi). Do Kielc przybyła pięcioosobowa grupa izraelskich wolontariuszy. Wspólnie zbudowaliśmy w największym kieleckim centrum handlowym namiot – sukkah, jako że czas ich pobytu przypadł na żydowskie święto Sukkot, święto szałasów. Dzień w dzień znaczna grupa mieszkańców gromadziła się w nim, wysłuchiwała historii biblijnych postaci, a także wspomnień żyjących w Izraelu kielczan pamiętających miasto sprzed wojny.

W tradycyjnym Marszu Pamięci i Modlitwy w rocznicę pogromu po raz pierwszy wzięła udział delegacja kielczan z Nowego Jorku, dotychczas bardziej niż powściągliwie przyglądająca się temu, co się w naszym mieście dzieje. Przed wyjazdem obiecali, że wrócą.

Utworzyliśmy także w tym roku Drogę Pamięci Męczeństwa Żydów Kieleckich. Pielgrzymka tym szlakiem zakończyła wielotygodniowe obchody 70. rocznicy Zagłady Getta.

Naszym najbliższym zamierzeniem jest zbudowanie Miejsca Pamięci i Refleksji w okolicach cmentarza żydowskiego, którym na stałe się opiekujemy. Otrzymaliśmy teren od władz miasta, z właścicielem jedynego ocalałego domu modlitwy podpisaliśmy umowę na jego przeniesienie i renowację.

O wielu innych inicjatywach i działaniach Stowarzyszenia im. Jana Karskiego, jak chociażby Spotkaniu Międzyreligijnym nie sposób nawet wspomnieć. Kielce stają się miastem pokoju. Kielce są miastem pokoju.